Programy Aionela
Solidne, darmowe oprogramowanie dla każdego
www.aionel.net
GłównaMisjaAktualizacjeHistoriaObjaśnieniaPodziękowaniaMapa
Wstęp ProgramyGryWygaszacze CzcionkiWtyczkiSkórkiProgramowanieInne
ArtykułyFilmyD.netPocztówkiKrówki
O mniePublikacjeNagrodyUżytkownicyKontakt
ŁączaKsięgaSonda Kanał RSS
O mnie
Wstęp
Sekcja ta zwiera zbiór informacji dotyczących autora samego serwisu, a także wszystkich udostępnianych w nim do pobrania materiałów (chyba że zaznaczono inaczej), słowem - oto parę słów o mnie. Zebrane tutaj informacje są odpowiedzią na szereg pojawiających się w związku z moją osobą pytań. W razie wszelkich wątpliwości, zawsze można do mnie napisać po więcej, chociaż w mojej opinii i tak napisałem tutaj zdecydowanie więcej niż sam chciałbym wiedzieć o wielu innych osobach - brak chyba tylko numeru buta ;). Przy okazji jako jest to jedna z niewielu luźniejszych sekcji serwisu - zakładając, że jest raczej rzadko czytana - zarezerwowałem nieco miejsca aby ponarzekać sobie na to i owo.
Informacje podstawowe
Dane osobowe
Piotr Chodziński aka "Aionel", lat 29. Obecnie mieszkam i pracuję w moim rodzinnym mieście - Gliwicach. To tutaj właśnie urodziłem się, wychowałem się, uczyłem, a następnie studiowałem. Uprzedzając od razu kolejne zadziwiająco częste pytanie wynikające z mojego miejsca urodzenia/aktualnego zamieszkania - nie, w żadnym przypadku nie popieram separatystycznych ciągot niektórych osób odnośnie Śląska. Jak już jesteśmy przy tak absurdalnym temacie, to idąc dalej analogicznym tropem myślenia, proszę bardzo, w takim razie tereny te oddajmy dzisiejszym potomkom Celtów - w końcu kto pierwszy ten lepszy, prawda? Oczywiście uważam to za równie nienormalny pomysł jak pomysł autonomii. Nie znaczy to jednak, że jestem przeciwny idei federacji. Osobiście uważam, że federacja oczywiście jak najbardziej tak, ale tylko jeśli Polska stanowiła by element silnie zintegrowanej Europy (współczesna koncepcja Stanów Zjednoczonych Europy), a nie sama była by podzielona na jeszcze mniejsze twory. Zresztą i tak właściwie osobiście bliżej mi do kultury i tradycji anglosaskich, ale o tym szerzej będzie nieco poniżej.
Wykształcenie
Ukończyłem studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Śląskiej uzyskując ostatecznie tytuł magistra inżyniera. Studiowałem na kierunku Elektrotechnika, dalej specjalności Elektroenergetyka i w końcu kierunku dyplomowania Elektroenergetyczna Automatyka Systemowa. W efekcie zaliczam się do grupy osób, gdzie tematyka wąskiej specjalizacji skłania do nazywania ich przez zawodowe otoczenie "zabezpieczeniowcami" bądź "wtórniakami", przy czym zdecydowanie jestem za pierwszym określeniem, nawet jeśli - przyznaję - jest ono mniej precyzyjne. Jeśli kogoś to tak straszliwie interesuje, to moje prace dyplomowe dotyczyły odpowiednio: układów synchronizacji czasu dla celów próbkowania danych w rozległych systemach pomiarowych o zasięgu globalnym oraz numerycznej symulacji niesymetrii napięć i prądów występujących w sieciach średniego i niskiego napięcia.
Praca
Obecnie pracuję w gliwickim oddziale Elektroprojektu, gdzie zajmuję się głównie (choć różnie bywa) projektowaniem obwodów wtórnych na potrzeby stacji elektroenergetycznych wysokiego napięcia. I tutaj zazwyczaj pojawia się pytanie: co to właściwie jest? O ile każdy taką stację widział mniej lub bardziej z daleka, to kwestia obwodów wtórnych wymaga rozwinięcia. Oczywiście mógłbym odwołać się do ładnej książkowej formułki, ale nie o to przecież chodzi. Stąd, nauczony doświadczeniem przywykłem do następującego wytłumaczenia. To co jest dosyć duże, widoczne z daleka i niemiłosiernie buczy bądź bzyczy - to są obwody pierwotne; to czego w ogóle osoba postronna nie widzi, jest zdecydowanie mniejsze, tylko po cichu pomrukuje a funkcjonalnie odpowiada za nadzór i sterowanie elementami obwodów pierwotnych - to są właśnie obwody wtórne. A w razie dalszych wątpliwości można posłużyć się obrazkową ściągą, którą swego czasu opracowałem i zamieszczam obok :).
Pseudonim
Pseudonim "Aionel" wykorzystywany był przeze mnie w najstarszych publikowanych aplikacjach, których to nie sygnowałem jeszcze imieniem i nazwiskiem. Jest to częsta praktyka w przypadku autorów darmowego oprogramowania, a tak właściwie to każdego kto cokolwiek publikuje w Internecie. Z czasem programy zacząłem firmować swoimi pełnymi danymi, natomiast samo określenie pozostało w nazwie serwisu, domenie, adresie e-mail itd. Ponadto jest na tyle unikalne, że posługuję się nim w wielu innych miejscach w Internecie. Uprzedzając pytanie - nie, nikt ze znajomych na co dzień mnie tak nie nazywa, jedno imię w zupełności mi do szczęścia wystarczy ;). Jeśli chodzi o pochodzenie tego określenia to słyszałem już kilka teorii na ten temat. Odpowiedź jest jednak bardzo prosta - to imię mojej pierwszej postaci w grze fabularnej (takiej tradycyjnej, nie komputerowej; dla dociekliwych - był nią Warhammer Fantasy Roleplay - popularnie nazywany w Polsce po prostu Warhammerem, choć pełna nazwa ma na celu odróżnienie od gry bitewnej osadzonej w tym samym świecie - Warhammer Fantasy Battle). Fakt iż człon "Ai" posiada odpowiadający japoński znak kanji ("miłość") będący także elementem składowym wielu innych pochodnych symboli, to czysty zbieg okoliczności. Podobnie zresztą jak fakt, iż istnieje japońskie imię które fonetycznie brzmi jak Aioneru - a tak właśnie prawdopodobnie Japończyk odczytał by ciąg znaków Aionel. Potwierdzam, że sam także interesuje się kulturą azjatycką i cieszę się, że ktoś oprócz mnie zwrócił na to uwagę.
Umiejętności IT
Czyli to czego pewnie większość z Was mogła by się po mnie spodziewać :). Przyznaję także, że nagłówek tego paragrafu to lekkie uogólnienie z braku lepszego określenia.
Programowanie
Przede wszystkim jest to tworzenie aplikacji dla systemów z rodziny Windows w środowisku Delphi (język - Object Pascal). Do grupy tej zaliczyć należy natywne aplikacje narzędziowe, programy bazodanowe (lokalne i zdalne), elementy Panelu Sterowania, usługi systemowe, rozszerzenia powłoki systemowej a także wtyczki dla różnego rodzaju aplikacji (w tym m.in. Winamp, Samurize, Aquasuite, ATI Tray Tools i wiele innych). Duża część aplikacji wykorzystuje dedykowane komponenty i biblioteki napisane przeze mnie na własne potrzeby. Ponadto moje biblioteki znalazły zastosowanie w aplikacjach pisanych przez innych, w tym także tych komercyjnych. Zdecydowanie preferują środowisko Delphi ze względu na czytelność języka Object Pascal, choć jeśli zaistnieje taka potrzeba nie narzekam specjalnie na C++ w środowisku C++ Builder. Zdecydowanie odpowiada mi architektura VCL w porównaniu z ideą .NET (jak widać także osoba kalibru Andersa Hejlsberga może czasem się pomylić :)). Nawet pomimo dawnego, lekkiego zacofania wytykanemu środowisku Delphi (w stosunku do produktów Microsoftu), nie narzekam. Być może takie elementy języka jak przeciążanie operatorów, zagnieżdżone klasy, klasy pomocnicze czy generyki oraz taka funkcjonalność biblioteki VCL jak wsparcie dla Unicode i architektury 64-bitowej, wprowadzono zbyt późno, ale na pewno spokojnemu rozwojowi środowiska nie sprzyjało zamieszanie z właścicielami produktu - Borland/Inprise, CodeGear i w końcu Embarcadero. Niemniej jakoś specjalnie nie obawiam się aktualnie o dalszą przyszłość tego środowiska. Obecnie wersją produkcyjną jest dla mnie Delphi 2010.

Przy okazji wspomnieć należało by także o pisaniu aplikacji dla smartfonów z systemem operacyjnym Android (środowisko - Eclipse, język - Java), aplikacji i usług internetowych w języku PHP czy współpracy z bazami danych (MySQL, Postgre SQL) w praktycznie każdym z wymienionych wcześniej środowisk i systemów.
Webdesign
Wspominając o tym musiałem się chwilę zastanowić, jednak co by tutaj dużo nie mówić, zamierzając prowadzić własny serwis zbudowany od początku do końca - nie opierając się na żadnym gotowym systemie CMS - chcąc lub nie chcąc zostałem także osobą którą określić można by zarówno mianem webdesignera jak i webmastera. Fakt, zdaję sobie sprawę, że daleko mi do poziomu stricte profesjonalnego, niemniej to co właśnie przeglądacie wyszło czysto spod mojej ręki - włączając w to layout, stronę graficzną, treść, a przede wszystkim stronę techniczną do której zaliczyć należy m.in.: wykorzystanie biblioteki jQuery, unowocześnienie skryptu Thick Box, dostosowanie prezentacji treści dla uzyskania tego samego wyglądu w każdej liczącej się obecnie przeglądarce (włączając w to ogromną ilość kruczków dla nieszczęsnego Internet Explorera 6), przy jednoczesnym ścisłym trzymaniu się - czasem zbyt rygorystycznych - standardów.

Osobiście preferuję XHTML 1.0 w odmianie Strict oraz CSS 2.1. Dlaczego nie CSS 3 bądź HTML 5? Otóż ten pierwszy w chwili gdy powstawała aktualna wersja serwisu wciąż był na etapie szkicu, stąd jedna przeglądarka interpretowała jego zapisy tak, a inna inaczej. Oczywiście cienie, zaokrąglenia czy gradienty to kuszące elementy ale nie niemożliwe do zrealizowanie z CSS 2 i odrobiną pomysłu. Znowu w mojej opinii część standardu HTML 5 (w szczególności elementy: Canvas, Audio i Video) ma szansę stać się w przyszłości kolejnym elementem wyjątkowo drażniącym użytkowników i w efekcie ostatecznie unikanym jak ognia - podobnie jak obecnie Flash, gdzie postawiono na zbytnią dynamikę niepotrzebnie rozpraszającą użytkownika a nie na dopracowaną (w zgodzie z tzw. regułą "pixel perfect" - niezwykle wierną w stosunku do zamierzenia projektanta) prezentację treści. Podobnie zresztą jak CSS 3, HTML 5 to w chwili gdy to pisałem nadal tylko szkic. Natomiast XHTML 1.0 i CSS 2.1 to twory dojrzałe i w miarę poprawnie (mniejsza o to po ilu latach od ich zdefiniowania) interpretowane.
Systemy operacyjne
Swego czasu Mark Russinovich podzielił użytkowników systemów z rodziny Windows na kilka grup w zależności od ich stopnia zaawansowania. Do pierwszej z nich zaliczył osoby posługujące się w podstawowym zakresie oprogramowaniem dobranym im przez innych, a także w prosty sposób organizujące swoje pliki. Kolejne grupa zawierała osoby, które potrafią zdefiniować swoje gusta software'owe, zaglądają czasem do dialogów konfiguracji używanych programów, a swoje zasoby plikowe mają w miarę logicznie zorganizowane. Następnie wyróżnił użytkowników którzy są w stanie rekomendować - bazując na własnym szerokim doświadczeniu - oprogramowanie odpowiednie dla innych osób w zależności od ich stopnia zaawansowania, wiedzą dokładnie gdzie szukać w konfiguracji danej aplikacji a jeśli będzie to konieczne także w Rejestrze systemowym, tak by wymusić odpowiednie zachowanie systemu czy programów, zaś ich pliki są solidnie zorganizowane i posiadają kopie zapasowe. Dalej wymieniał m.in. programistów, znających interfejsy API udostępniane przez system, zaznajomionych z organizacją Rejestru, systemowych usług itd. Ostatnia, najwęższa  grupa, to według niego ludzie, których jak sam stwierdził nieco się obawia, bo mogą czytając jego własne artykuły wytykać błędy, takie jak np. fakt że to nie SCM (Service Control Manager) bezpośrednio uruchamia usługi korzystające z uprawnień innego konta niż System, tylko robi to LSASS (Local Security Authority Subsystem Service) na żądanie SCMa (tak, ja to zauważyłem swego czasu w artykule Marka :)) - słowem osoby znające dogłębnie architekturę systemu, z którego korzystają. Zapoznawszy się z powyższą listą muszę nieskromnie zaliczyć się do ostatniej grupy, zakładając iż zawiera ona w sobie też dwie poprzednie ;). A tak poważniej to fakt, rzeczywiście znam systemy z rodziny Windows (w szczególności NT) zarówno od strony użytkownika, programisty jak i ich wewnętrznej struktury, dbam o organizację danych zaś każdą aplikację konfiguruję tak, aby w pełni spełniała moje wymagania.

Bazując na powyższym, w tym miejscu pewnie natychmiast zostanę zaszufladkowany jako wyznawca Microsoftu - ale to jeszcze nic. Od razu zaprzeczam abym był fanboyem w życiu nie widzącym niczego więcej poza Windowsem, wręcz przeciwnie - a więc, biorąc pod uwagę fakt codziennego obcowania zarówno z Windowsem, systemami uniksowymi jak i także z przereklamowanym tworem zwanym Mac OS - deklaruję, że nie widzę wygodniejszego systemu zarówno do użytku osobistego jak i do pracy jak system Windows. Fakt, nie wszystkie decyzje Microsoftu uznaję za dobre, w szczególności interfejs oparty o wstążki doprowadza mnie do szału, ale... konieczność codziennej styczności z FreeBSD nie znaczy, że od razu pokocham Basha i nie zauważę, że Power Shell bije go na głowę; podobnie za każdym razem gdy staram się znaleźć program działający jednocześnie pod systemem Mac OS i np. Fedora, który oferowałby w danej dziedzinie wszystko czego bym sobie życzył zawarte w jednej aplikacji, zawsze kończę używając kilku programów do jednego celu i żałując że nie istnieje dla danego systemu odpowiednik Windowsowej aplikacji. Przykłady? Menadżer plików - Directory Opus, klient pocztowy - The Bat, przeglądarka - Maxthon, można by wymieniać dalej. A jeśli już akurat znajdę linkusowy odpowiednik danej aplikacji pod względem wspieranych technologii to ma on zerową konfigurowalność, jeśli znowu znajdę aplikację gdzie mogę wszystko sobie od strony interfejsu ustawić z dokładnością co do piksela - tak jak bym to sobie wymarzył, to akurat program ten jest zacofany od strony obsługiwanych technologii... i koło się zamyka. Stąd, uważam swoje stanowisko za mocno uzasadnione. Fakt, jeśli ktoś potrzebuje komputera tylko do słuchania muzyki i oglądania filmów to np. Ubuntu będzie świetny. Ale wtedy i tylko wtedy, no i oczywiście zakładając że wieża audio i odtwarzacz DVD nie wystarczają w zupełności temu komuś...
Mikrokontrolery
Fakt, można by się przyczepić, że to także programowanie. Ale projektowanie urządzeń bazujących na mikrokontrolerach to coś więcej. Na dzień dzisiejszy jestem w stanie wykonać mikroprocesorowe urządzenie elektroniczne poczynając od koncepcji, przez program, współpracę z peryferiami, prototyp, obwód drukowany, a kończąc na złożeniu i przetestowaniu. Dla zainteresowanych - głównym komponentem zazwyczaj jest mikrokontroler z rodziny AVR oprogramowany w języku C. I nie, nie ma to absolutnie nic wspólnego z moją pracą zawodową - na dzień dzisiejszy tworzę urządzenia głównie na moje potrzeby, w tym głównie w związku z częścią hobby opisanych poniżej.
Hobby
Jeśli powyższy paragraf zawierał "to czego większość z Was mogła by się po mnie spodziewać", nadszedł czas na odrobinę zaskakujących informacji - a może i dla niektórych nie. Oczywiście nie wymieniam tutaj ponownie wszystkiego o czym pisałem powyżej, a co z pewnością zalicza się do moich hobby, natomiast takie zajęcia jak gry komputerowe nie powinny wymagać dalszego komentarza po zapoznaniu się z jeszcze następnym paragrafem.
Akwarystyka
Od dłuższego czasu interesuję się szeroko pojętą akwarystyką (przy czym głównie słodkowodną). Posiadany przeze mnie zbiornik być może nie zaskakuje obsadą: żałobniczki, neony innesa, pielęgniczki Ramireza, kiryski pstre, "kosiarki" (poprawnie - grubowarg syjamski), otoski a do tego masa ślimaków - w tym "helenki" (anentome helena) oraz "zeberki" (neritina zebra) - i krewetek wszelakiej maści. Niemniej, rzeczą z pewnością przyciągającą wzrok jest bogata roślinność. Muszę przyznać, że to właśnie ten aspekt akwarystyki jest dla mnie bardzo istotny, można by rzec że istotny na równi z chemią wody. Oczywiście nie oznacza to zaniedbywania zwierzęcych mieszkańców zbiornika, wręcz przeciwnie - dbałość o obydwie poruszone wcześniej kwestie z pewnością przekładają się na lepszą kondycję zwierząt. Widoczne po prawej zdjęcie być może nie jest zbyt aktualne (zazwyczaj zbiornik jest bardziej zarośnięty :)), ale z pewnością jest jednym ze zdjęć wiernie oddających charakter mojego akwarium. Inny aspekt tego hobby to technika. Nie ulega wątpliwości, że taki wycinek ekosystemu nie może poprawnie funkcjonować bez odrobiny pomocy ze strony osprzętu. Obok sprawdzonego, markowego sprzętu stosuję także kilka własnych rozwiązań wypracowanych na bazie doświadczeń moich i innych. Oto idealny przykład, że to właśnie dopiero połączenie ludzkiej wiedzy (chemia, biologia, elektrotechnika, automatyka, dynamika płynów - można by wymieniać dalej) z naturą zrodzić może prawdziwe piękno.
Magic
Nie sądzę aby było konieczne tłumaczenie, że Magic w tym kontekście odnosi się do kolekcjonerskiej gry karcianej Magic: The Gathering, jednak nigdy nie wiadomo. Tak, jestem zarówno graczem jak i kolekcjonerem - a może głównie bardziej tym drugim? Faktem jest, że moja kolekcja MTG obejmuje tysiące kart, zaś w ramach realizacji celu nadrzędnego posiadam przy najmniej po dwie sztuki (jedna do celów kolekcjonerskich - umieszczona w albumie, druga i ewentualne kolejne stanowią element umożliwiający rozbudowę istniejących/utworzenie nowej talii) każdego wzoru karty z każdego kolejno wydawanego setu. Całość jest szczegółowo skatalogowana. Oczywiście chętni do kolejnej partyjki zawsze mile widziani :).
Kolekcjonerstwo
Albo zbieractwo - przy czym to drugie określenie zawsze kojarzyło mi się jakoś nieco, hmm, niezdrowo. Wspominałem już o moich zbiorach Magica, natomiast w dziale Pocztówki zapoznać się można z moją bogatą kolekcją... tak, pocztówek. Wszystkie zostały otrzymane przeze mnie w ramach rejestracji moich programów dystrybuowanych na licencji Postcardware. Chętnie przyjmę od Was kolejne - wystarczy pobrać jedną z moich aplikacji, zapoznać się z jej możliwościami i w ramach wyrazu wdzięczności przesłać do mnie pocztówkę - prawda, że proste? :) To jeszcze nic. Jest jeszcze pokaźna, dosyć nietypowa, kolekcja wszystkiego co związanego z krówkami, zbiór ulubionych seriali na DVD, muzyki na CD (o obydwu wspomnę poniżej) i... i mógłbym wymieniać jeszcze dosyć długo.

Muszę dodać jeszcze, że wszystkie moje zbiory są bardzo dokładnie skatalogowane. Ba - z braku lepszego miejsca wspomnę o tym tutaj - tak właściwie nieskromnie stwierdzę, że wszystko co mnie otacza w mniejszym lub większym stopniu jest starannie dobrane i poukładane jak należy. Z pewnością można doszukiwać by się tutaj jakichś zachowań kompulsywnych, niemniej nie widzę tu niczego nadzwyczajnego - taki stan rzeczy idealnie dopełnia mój obraz jako książkowego przykładu introwertyka. Co osobiście uważam oczywiście za zaletę, a czego wpływ bez problemu dostrzegam w pracy zawodowej czy tworząc niekomercyjne oprogramowanie udostępniane w niniejszym serwisie - jak widać, same zalety ;).
Gusta
Teraz kila słów na temat moich preferencji w przeróżnych dziedzinach. Jestem - w stopniu wyjątkowo zaskakującym dla mnie - często o to wypytywany. Podobno o gustach się nie dyskutuje? Fakt, ale można je przedstawiać :). Tytuły podawane w oryginalne. Zawarta w nawiasie numeracja odnosi się do ulubionych części serii - podanych w porządku malejącym.
Muzyka
Oczywiście to zależy od nastroju, ale zazwyczaj słuchana przeze mnie muzyka mieści się w granicach: muzyki instrumentalnej, elektronicznej, etnicznej, new age czy ambient. Mniejsza o klasyfikację, o wiele prościej będzie po prostu powiedzieć, że do moich ulubionych wykonawców zalicza się: Enigma, Vangelis, Deep Forest, Era, Adiemus i Mike Oldfield. W ich przypadku posiadam większość dostępnych albumów. Bardzo cenię sobie także muzykę stanowiącą ścieżki dźwiękowe dla filmów czy gier komputerowych, w szczególności takich wykonawców jak: Michiko Naruke i Masato Kouda (seria Wild Arms), Nobuo Uematsu (seria Final Fantasy), Yasunori Mitsuda (seria Chrono), Hiroshi Tamawari (seria Vandal Hearts) czy Michał Lorenc (m.in. "Bandyta"). W żadnym razie nie oznacza to, że nie słucham innej muzyki - wymienieni wykonawcy należą po prostu do mojej osobistej czołówki.
Gry
Właściwie to także hobby, ale ostatecznie postanowiłem o tym wspomnieć tutaj. Trzeba przyznać, że jestem konsolowcem. W żadnym wypadku nie uznaję komputerów stacjonarnych czy przenośnych jako sprzętu do grania. Po prostu zostały stworzone do innych celów, choć oczywiście zdarzają się wyjątki i czasem w coś zagram także na PC. Swego czasu posiadałem: Atari 2600 oraz jej "klona", NESa (Nintendo Entertainment System) oraz także jego "klona", SNESa (Super Nintendo Entertainment System) i wreszcie: PlayStation, PlayStation 2 oraz PlayStation 3. Nie zamierzam się wdawać w dyskusje o wyższości jednej konsoli nad drugą, ale widać że za każdym razem dobrze wybierałem omijając po drodze takie nieudane twory jak: Sega Saturn, Nintendo 64 czy Dreamcast.

Ulubione gatunki? Z pewnością na czele plasują się gry typu jRPG, czyli komputerowe japońskie gry fabularne. Cała lista była by bardzo długa więc wymienię tylko ulubione tytuły (za każdym razem kolejność na liście nieprzypadkowa): seria Wild Arms (5, 2, 1, 4); seria Final Fantasy (10, 7, 8, 13, 6); seria Chrono (Chrono Cross, Chrono Trigger); seria Breath of Fire (4, 5, 3); seria Mana (Legend of Mana, Dawn of Mana); seria Star Ocean (The Second Story, Till the End of Time); seria Xenosaga (2, 1) oraz m.in.: Legend of Dragoon, SaGa Frontier i Rogue Galaxy. Na kolejnym miejscu znajdują się gry taktyczne (nie mylić ze strategicznymi): Final Fantasy Tactics; seria Vandal Hearts (2, 1); seria Disgaea (1, 3, 2) oraz inne gry wydane przez Nippon Ichi Software (La Pucelle Tactics, Makai Kingdom, Rhapsody) a także m.in. Kartia. To by było na tyle jeśli chodzi o czołówkę listy.

Ale to jeszcze nie wszystko - dalej mamy kilka innych gatunków. Zacznę od gier hack and slash: Titan Quest; seria Champions of Norrath; Diablo (głównie - 1, w ostateczności - 3); seria Gauntlet (także klasyczne części, ale głównie jednak - Gauntlet Legends, Gauntlet Dark Legacy i Gauntlet: Seven Sorrows). Gry z gatunku survival horror: seria Resident Evil (2, 1, Code Veronica, 4); seria Parasite Eve (1, 2); seria Dino Crisis (1, 2); seria Alone in the Dark (4, 3) oraz m.in. Countdown Vampires. Następnie strzelanki: seria Metal Slug (X, 1, 5 - zarówno na automatach jak i konsoli); seria Zombie Shooter (2, 1) a także Dead Nation i Smash TV (odrobina klasyki nie zaszkodzi). Dalej mamy platformówki: seria Klonoa (2, 1); seria Pandemonium! (1, 2); seria Spyro (1, 2) oraz seria Gex (2, 3). Następnie strzelanki FPS: seria Unreal Tournament (3, 1) oraz m.in. Exhumed i Quake (podkreślam - część 2). No i jeszcze strategie RTS: seria Age of Empires (3, 2); seria Command & Conquer (głównie Red Alert) oraz m.in. Dungeon Keeper. I na koniec gry logiczne: seria Bust-a-Move (3, 4); Puzzle Fighter; Kula World; Switchball oraz Puzzle World. Nie wnikając już w podział na gatunki nie mogę nie wspomnieć także o takich grach jak: seria Heroes of Might and Magic (5, 2, 3) czy Katamari Damacy. Zdaję sobie sprawę z faktu, że lista ta jest niekompletna. W sumie mógłbym jeszcze długo wymieniać, ale myślę że daje to ogólny obraz tego w co gram - i nie, jaki widać nie jest to wszystko jak popadnie :).

Oczywiście gry konsolowe i komputerowe to nie wszystko. Mam pewien sentyment do ich "papierowych przodków". W szczególności chodzi tu o planszówkę Talisman (w Polsce znaną bardziej jako Magia i miecz) czy serię gier paragrafowych Lone Wolf.
Kino i telewizja
Seriale. Na pierwszym miejscu będą z pewnością seriale komediowe - ścisła czołówka to "The Big Bang Theory" oraz "How I Met Your Mother", nie gorzej wypada także "Two and a Half Men", "Scrubs", "30 Rock", "'Allo 'Allo!", "Suite Life" czy "Mike & Molly". Uwielbiam także seriale zajmujące się szeroko pojętą tematyką którą ładnie podsumowuje angielskie słowo "forensics" (i nie, żaden polski odpowiednik nie oddaje w pełni jego sensu, fakt jest kombinacja takich określeń jak: techniki śledcze, medycyna sądowa, detektywistyka i wielu innych ale to tylko półśrodki), czyli: "Law & Order" (zdecydowana czołówka, w szczególności podseria "Criminal Intent"), "Cold Case", "CSI" (szczególnie podseria "Las Vegas") czy "Monk". Dalej mamy seriale akcji i pokrewne, no i tutaj bezkonkurencyjnie wypada "24" (ulubiona seria - 2) i "Lost" (ulubiona seria - także 2). Następnie seriale podpadające pod określenie "medical drama": "ER" oraz "House M.D.". Odchodząc już od gatunkowego podziału nie mogę zapominać także o "Boston Public" oraz "Hellcats". Jak już wspominałem mam pokaźną kolekcje ulubionych seriali na DVD. W przypadku niektórych stwierdzenie, że znam je na pamięć nie było by zbytnią przesadą, a może nawet niewystarczającym określeniem - znacząca ilość wpisów na IMDb w sekcji Goofs wymienianych seriali jest mojego autorstwa :).

Filmy. Z pewnością czytając listę moich ulubionych gier czy seriali można by zakładać, że lista filmów będzie równie długa i zawierać będzie głównie nowsze pozycje. Nic bardziej mylnego. Tym razem obejdzie się nawet bez podziału na gatunki: "Cube" (dla pełnej jasności: tylko część 1, w sumie to doskonały przykład jak można zepsuć świetny pomysł wydając kolejne, coraz gorsze części - no dobra, jeszcze lepszym przykładem jest chyba tylko "The Matrix"); seria Die Hard (2, 1, 4); seria "Back to the Future" (1, 2) oraz m.in.: "Pump Up the Volume", "Dangerous Minds", "The Believer", "10 Things I Hate About You", "Never Been Kissed", "Analyze This", "Miss Congeniality" (także tylko część 1) czy "28 Days". Myślę, że widać pewną zależność którą ładnie można by podsumować jako: akcja, intryga, romans, bunt i niedopasowanie ;). Dla pełni obrazu brakuje jeszcze stwierdzenia, że nie przepadam za dużym ekranem - wolę wgryzać się klatka po klatce w ulubione produkcje w wydaniu cyfrowym. Biorąc pod uwagę powyższe muszę przyznać, że tytuł tego akapitu jest nieco naciągany - w sumie produkcje kinowe i tak oglądam korzystając z telewizora, niemniej tytuł ten ładnie nawiązuje do anglojęzycznego podziału gatunków widocznego np. przy takich wyrażeniach jak teleplay i screenplay.

Teleturnieje. Z pewnością w czołówce wymienić należy "Cash Battle" oraz "The Weakest Link" - fakt, i tak wolę wersje angielskie, niemniej trzeba przyznać, że w obydwu przypadkach polska edycja była wyjątkowo udana (a w przypadku tego pierwszego właściwie polska wersja jest wyjątkowo oryginałem, co jest nie lada osiągnięciem). Przechodząc teraz do gatunku, który dzisiaj być może nieco bardziej podpada pod reality show bezkonkurencyjnie wypada "Fort Boyard" i "The Mole". Jeśli chodzi o ten pierwszy nie mam wcale na myśli kiepskiej polskiej edycji bądź żałosnej polskiej podróbki zwanej "Zamczysko", tylko oryginalną, francuską edycję. Patrice Laffont był bezkonkurencyjny jako prowadzący (choć Olivier Minne też nie jest najgorszy), ale to nie wszystko. Emitowana w Polsce wersja z lektorem (pamięta ktoś jeszcze dostawcę telewizji kablowej Ryntronik i kanał ATV?) posiadała niesamowity klimat nawiązujący bardziej do komentarza charakterystycznego dla wydarzeń sportowych, a nie suchego tłumaczenia. Bliscy tego poziomu są chyba tylko komentatorzy snookera z Eurosportu (swoją drogą jedyny sport który jestem w stanie oglądać). Jeśli zaś chodzi o program "The Mole" to jak zwykle holenderski oryginał jest nie do zdarcia, choć polska edycja też była niczego sobie, głównie za sprawą Marcina Mellera w roli prowadzącego.
Pozostałe
Czyli kilka innych informacji, które nie do końca pasowały do pozostałych paragrafów.
Język
Czytając ten dział z pewnością niektórzy zwrócili uwagę na fakt, iż wszelkie tytuły gier, seriali, filmów itd. podałem w oryginale, czyli w większości przypadków po angielsku. Język ten towarzyszy mi na co dzień; dokumentacja techniczna wykorzystywana w pracy zawodowej czy w większości moich hobby istnieje praktycznie tylko w tym języku. Kiedy szukam rozwiązania dręczącego mnie problemu nawet nie myślę wpisywać na wyszukiwarkę odpowiedniej frazy po polsku, wiedząc że jedyne co otrzymam to posty na forach zawierające w 99 % stwierdzenie "co, wujka Google zamknęli?", podczas gdy fraza obcojęzyczna natychmiast prowadzi do wartościowego wyniku. W przypadku niektórych dziedzin z którymi się stykam spolszczona terminologia albo jest ogólnie niezrozumiała albo w ogóle nie istnieje. Większość mojej korespondencji e-mailowej także jest angielska. Mógłbym jeszcze całkiem długo wymieniać ale myślę, że nakreśliłem sytuację. Ba, właściwie to dosyć często łapię się sam na myśleniu w języku angielskim - ale jak dowiedziałem się od kilku znajomych osób nie jest to wcale zachowanie odosobnione, więc zakładam że nie jest niepokojące :). Oczywiście wszystko to nie znaczy, że stosowanie jednostek imperialnych nie doprowadza mnie do szału ;).

W efekcie stałego obcowania z przedstawicielami środowisk dla których kultura anglosaska ma charakter albo rodzimy, albo z innych względów jest bardziej bliska niż jakakolwiek inna, sam jestem dosyć obeznany - żeby nie powiedzieć skrzywiony w ich stronę - z elementami tejże kultury. Zapytany o bilard z pewnością od razu pomyślę o snookerze a lokalizacja obrączki nasuwa jako pierwsze skojarzenie lewą rękę. Nie widzę w tym niczego dziwnego, w końcu w wieku informacji mam prawo czuć się tak samo polakiem jak i równoprawnym obywatelem świata.

Przy okazji na zakończenie tego tematu, ponarzekam sobie jeszcze na temat jakości polskich tłumaczeń. Nie zamierzam się chwalić znajomością słownictwa czy gramatyki wiadomego języka. Ale kiedy widzę na tak poważnym kanale jak Discovery Channel program w którym lektor wspomina o "silikonowych formach życia" (w oryginale: silicon-based life form) a napisy do pewnego znanego filmu wskazują że ktoś się zachował "patetycznie" (w oryginale: pathetic) to coś po prostu mnie trafia. Kolejne przykłady mógłbym wymieniać godzinami. W efekcie większość seriali, filmów i gier nie nadaje się do użytku w jakiejkolwiek innej formie językowej jak tylko w oryginale. Piękne jest to, że wszelkie wydania cyfrowe filmów i seriali umożliwiają wybór wersji językowej, podobnie zresztą jak większość kanałów w cyfrowej telewizji. Trochę szkoda, że tak powszechnie utrwalił się w Polsce zwyczaj emisji programów z lektorem, choć to i tak chyba lepiej niż fatalny dubbing wykorzystujący tą samą, nieliczną grupę aktorów, w krajach niemieckojęzycznych. Niestety większość polskich dystrybutorów gier (na szczęście tylko na PC) nie jest zainteresowania wydawaniem gier zarówno w wersji lokalizowanej jak i oryginalnej, i w efekcie decyduje się tylko na te pierwsze...
Sprzęt
Muszę przyznać, że nigdy nie mogłem pojąć co sobie myślą osoby zamieszczające swoje zdjęcia na Facebooku (uprzedzając pytanie: nie, nie mam i nie zamierzam mieć konta w żadnym serwisie społecznościowym), dla których to tło stanowi losowy jacht, bądź obrzydliwie drogi samochód, który akurat wypatrzyli będąc gdzieś poza domem. Za każdym jednak razem, gdy ktoś widzi z bliska mój sprzęt komputerowy dziwi się, że specjalnie nikomu się nim nie chwalę. A więc proszę bardzo, oto krótki akapit o moim sprzęcie - mam nadzieję, że nie zostanie on odebrany jak przytaczana serwisowo-społecznościowa anomalia.

Dwa zdjęcia po prawej przedstawiają kolejno moje domowe "stanowisko pracy" oraz wnętrze sprzętu. Nie będę tutaj się rozpisywał podając szczegółową specyfikację. Po pierwsze niezbyt to specjalnie interesujące, a po drugie o ile w chwili kiedy to piszę wydaje się to być niezła konfiguracja i tak pewnie prędzej czy później nie będzie niczym nadzwyczajnym. Skupię się więc raczej na kilku mniej typowych elementach, które mogą się wydać komuś ciekawe. To co z pewnością od razu rzuca się w oczy to wyjątkowo przestronne wnętrze obudowy. Obudowa ta to Corsair Obsidian 800D, fakt jest dosyć masywna, ale w środku zmieścić można naprawdę rozbudowaną konfigurację. Na drugim zdjęciu widać wyraźnie, że kompletny, sprawny sprzęt nie zawiera praktycznie żadnych poprowadzonych luzem przewodów - wynika to z konstrukcji obudowy: wszystkie przewody prowadzone są w wydzielonym przedziale, za płytą główną. Stąd, nadmiar wyprowadzeń z zasilacza nie jest już straszny. Zasilacz zaś to Corsair CMPSU-1200AXEU. 1,2 kW mocy ciągłego obciążenia to jedno, modułowa budowa to drugie, cisza to kolejny atut, ale zachowanie w ekstremalnych warunkach w testach przeprowadzonych m.in. przez [H]ard|OCP naprawdę robi wrażenie. Procesor to AMD Phenom II 1100T pracujący ostatecznie jako 6 x 3,5 GHz, natomiast ciekawsza może być pamięć RAM Patriot 1,6 GHz CL7 w konfiguracji 4 x 2 GB. 8 GB pamięci RAM w systemie Windows 7 w wersji 32-bitowej dostępne jest dzięki użyciu aplikacji Super Speed Ramdisk Plus. Fakt, nadal pamięć wirtualna dla jednego procesu ograniczona jest do 3 GB, ale np. uruchomienie trzech instancji Delphi (każda używająca około 2 GB pamięci wirtualnej) jest bezproblemowe - przełączanie między procesami jest niesamowicie szybkie a odczyt pliku wymiany znajdującego się w normalnie nieadresowalnej przestrzeni pamięci RAM jest zupełnie nieodczuwalny - aż dziwne, że nie przewidziano natywnej obsługi powyżej 4 GB pamięci RAM w 32-bitowych edycjach systemu Windows opartej o tę zasadę... Grafikę obsługują dwie karty graficzne AMD/ATI Radeon HD5870 1 GB DDR5 pracujące w konfiguracji CrossFireX. System operacyjny zainstalowany jest na dysku SSD OCZ Vertex 2 120 GB. Swoją drogą dodam, że wymiana dysku HDD na SSD (przynajmniej w kwestii lokalizacji systemu) to w moim odczuciu zdecydowanie najlepsza inwestycja w rozbudowę sprzętu od lat - żadna inna modyfikacja nie przyniosła tak znacząco odczuwalnej poprawy wydajności. Dysk przeznaczony na pozostałe dane to w rzeczywistości dwa dyski HDD pracujące w konfiguracji RAID1 - opóźnienie zapisu jest minimalne, natomiast integralność danych zapewniona - sprawdzone wielokrotnie w praktyce. Ponadto obraz dysku systemowego oraz kopia zapasowa najważniejszych danych przechowywane są na kolejnym, zewnętrznym dysku. Na drugim zdjęciu dyski SSD/HDD nie są bezpośrednio widoczne - znajdują się w wydzielonej części obudowy o własnym systemie chłodzącym. No i wreszcie chłodzenie. Nieporównywalny komfort pracy zapewnia układ chłodzenia wodnego - cisza i optymalna temperatura komponentów w jednym. Pompa to Swiftech MCP655 Vario, blok wodny procesora to Aqua Computer Cuplex Kyros HF Cu, zaś bloki na kartach graficznych to EK Water Blocks EK-FC5870 v2. Widoczny w centrum rezerwuar to EK Water Blocks Multioption RES X2 Advanced 250, połączenia wykonane zostały zwyczajnym wężem Feser Danger Den Tube zaś charakterystyczne błyszczące szybkozłączki to komplet Bitspower Silver Shining Dragon. System chłodzenia nadzoruje Aqua Computer Aquaero 5 Pro (widoczny częściowo na przodzie obudowy na pierwszym zdjęciu) zapewniający kompromis między ciszą a optymalnym chłodzeniem, poprzez monitorowanie parametrów (temperatura komponentów, przepływ chłodziwa) i zadawanie prędkość wentylatorów poszczególnych sekcji obudowy oraz chłodnicy.

Jeśli chodzi o peryferia to na pierwszym zdjęciu widać dwa monitory 19", nic nadzwyczajnego - Iiyama Pro Lite PLB1906S. Natomiast niektórych dziwi sam fakt używania dwóch monitorów, zamiast jednego, większego, panoramicznego monitora. Osobiście jestem zwolennikiem takiego rozwiązania i polecam każdemu kto chce zwiększyć swoją produktywność. Ciekawostka: obydwa monitory podłączone są do drugiej (z punktu widzenia systemu operacyjnego) karty graficznej. Wynika to z faktu, że domyślnie to pierwsza karta graficzna jest stale obciążona poprzez klienta D.net'u, charakterystyczne temu procesowi opóźnienie odświeżania ekranu nie jest w ten sposób widoczne. Znajdujące się w prawej części drugiego ekranu wykresy to efekt działania Samurize wyświetlającego dane pobrane m.in. od takich aplikacji jak: wspominany klient D.net'u, Open Hardware Monitor, Aquasuite, Winamp czy ATI Tray Tools. Klawiatura widoczna na pierwszym zdjęciu to limitowana bezprzewodowa edycja Microsoft Natural Ergonomic Keyboard 7000 - zdecydowanie najwygodniejsza klawiatura jaką miałem od lat, umożliwiająca mi ostatecznie bezwzrokowe pisanie z prędkością około 90 słów na minutę.

I to by było na tyle. Na koniec wypada mi szczerze podziękować wszystkim tym, którzy przeczytali ten tekst do końca. W razie kolejnych pytań chętnie odpowiem drogą mailową :).

Copyright (c) 2000 - 2014 Piotr Chodziński. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Zbudowane z poprawnym wykorzystaniem: XHTML 1.0 Strict, CSS 2.1, RSS 2.01, jQuery 1.52.
Polskie znaki kodowane w standardzie ISO-8859-2. Współpracuje z każdą nowoczesną przeglądarką.